Następnego ranka ciekawość wzięła górę nad wahaniem i wybrałem numer. Ruben odebrał natychmiast.
„Cześć, jestem… panią od pralki” – powiedziałam, nagle czując się niepewnie.
Wypuścił powietrze. „Dzięki za telefon. Nie wiedziałem, jak inaczej do tego podejść. Yyy… znasz kogoś o imieniu Felix Deren?”
Słysząc to imię, poczułem się, jakby ktoś wycisnął mi powietrze z płuc. Padłem na kanapę.
Feliks — mój były mąż.
Nie rozmawialiśmy od siedmiu lat, od czasu naszego burzliwego rozwodu. Zniknął gdzieś na zachodzie, a ponieważ nie mieliśmy dzieci ani majątku, który by nas połączył, cisza po prostu się zastygła. Wszyscy mówili, że będzie mi lepiej. Mimo to był czas, kiedy wierzyłam, że to on jest dla mnie wszystkim.
„Tak… znałem go” – powiedziałem ostrożnie. „Dlaczego?”
Chwila ciszy. Potem Ruben powiedział: „To był mój ojciec”.
Mogłem tylko patrzeć w ścianę.
„Nie chciałem cię straszyć” – dodał szybko. „Dowiedziałem się o tym dopiero kilka miesięcy temu – po jego śmierci”.
Zdane.
Słowo uderzyło jak kamień.
„On umarł?” – wyszeptałem.
„W lutym”.
Był już czerwiec.
