Reklama

Otworzyłem drzwi do pokoju mojej nastoletniej córki i byłem zszokowany tym, co robiła.

Reklama
Reklama

Zawsze uważałam się za pewną siebie matkę. Nie nachalną, nie taką, która potajemnie przegląda osobisty pamiętnik ani nie przesłuchuje dzieci, jakby prowadziła śledztwo. Zawsze chciałam, żeby Lina dorastała w spokojnym otoczeniu, gdzie będzie mogła swobodnie oddychać, rozwijać się i wyrażać siebie. Ale tamtej niedzieli coś zburzyło moje poczucie pewności. Wybuch śmiechu za zamkniętymi drzwiami, niemal niesłyszalny szept… i w mojej głowie zaczęły pojawiać się scenariusze niemające żadnego oparcia w rzeczywistości.

Małe zmartwienia, które wkradają się wbrew nam samym

Lina ma czternaście lat. Noah też. Naprawdę go lubię: jest uprzejmy, pogodny, pełen szacunku i zawsze gotowy do pomocy. W każdą niedzielę spotykają się na kilka godzin. Rozmawiają, grają w gry i się uczą.
Ale czasami, pomimo zaufania, jakim ich darzę, moja wyobraźnia szaleje. Co jeśli jestem zbyt zrelaksowana? Co jeśli coś przeoczę? Co jeśli przez nadmierną pewność siebie przegapię jakiś kluczowy znak?
W tę niedzielę te „co by było, gdyby” nagromadziły się trochę za szybko.

Korytarz, drzwi… i pokusa dowiedzenia się więcej

Wstałem, nie do końca rozumiejąc, co mną kieruje. Każdy krok na korytarzu potęgował moje wątpliwości. Czy to był niepokój? Ciekawość? Pewnie mieszanka obu, typowa dla rodziców, którzy chcą postępować właściwie, ale boją się zrobić coś złego.
Kiedy dotarłem do drzwi, zawahałem się. Potem, niemal mimowolnie, położyłem dłoń na klamce i delikatnie ją uchyliłem.

Nieoczekiwana, wzruszająca, świetlista scena

Aby kontynuować czytanie, kliknij ( NASTĘPNA 》) poniżej !

Reklama
Reklama